Terminarz rozdziałów

Broadminded Island, rozdział 3, część 2 - DOSTĘPNA, dalsze rozdziały w przygotowaniu
Dzieje Emeraldy, rozdział 4 - w przygotowaniu

O.Z.S.M. Dywizja V (publikowana na blogu Blue Neko) - w przygotowaniu

Kolejne rozdziały w przygotowaniu :)

Nowa seria już wkrótce...

Nowa seria już wkrótce...

środa, 26 lutego 2020

Broadminded Island ~ Rozdział 2 (część III)

Broadminded Island:
Poznać


Rozdział 2: Ułuda codzienności (cz. III)

***
  Katherine nie przepadała szczególnie za szkołą, jednak im gorzej miały się sprawy w domu, tym więcej spokoju odnajdywała w jej murach. Tutaj wszystko zdawało się mniej skomplikowane. Naprawdę łatwo było poddać się codzienności, mijającym dniom wśród ludzi. Wrażeniu, że tak naprawdę nic się w życiu dziewczyny nie zmienia, nie dzieje się nic złego... Że jej lęki są bezpodstawne.
  Z łatwością skupiła się na zaznaczaniu kolejnych odkryć geograficznych po Wielkiej Zmianie i pozwoliła swoim myślom krążyć wokół tego tematu.
  Kilkadzieścia lat wcześniej świat uległ katastrofie zwanej właśnie Wielką Zmianą. Po niej nic już nie było takie samo jak dawniej. Wszystko zaczęło się od godziny dwunastej dwudziestego czerwca dwa tysiące osiemnastego roku. Nagle całą kulą ziemską wstrząsnęło. Ziemia osuwała się spod nóg, lądy zaczęły się przesuwać. Rozszczepiały się i łączyły w nieładzie, jakby były żywe. Ludzie ginęli w gruzach budynków, wielkich zapadlinach, targani huraganem topili się w akwenach wodnych ogarniętych cyklonami, spadali z gór i klifów. Wszędzie śmierć, groza, przerażenie, niepewność, chaos, panika. To coś czego ci, którzy przeżyli, nigdy nie zapomną.
  Wielka Zmiana pochłonęła sto tysięcy więcej ludzi niż Pierwsza Wojna Światowa. A trwała... jeden dzień. Płyty tektoniczne przesunęły się tak drastycznie, że Ziemia zmieniła się nie do poznania. Powstały bardzo liczne wyspy, kontynentów uznawało się teraz trzynaście. Były niewielkie. Z kosmosu wyglądało to nieco, jakby oglądało się dawną Antarktydę w trakcie raptownych roztopów lodowców. Małe kry pływające we wszechobecnym błękicie oceanu...
  Podobno tak niegdyś było. Kate wiedziała o tym tylko z podręczników popularnonaukowych, gdyż urodziła się w roku dwa tysiące trzydziestym, już po przeobrażeniu Ziemi. Zaraz po zakończeniu Wielkiej Zmiany zaczęto odkrywać na nowo obszary geograficzne i odbudowywać wszystko, co zostało zniszczone. Tak właśnie powstał obecny świat. Ołówek dziewczyny krążył w różnych punktach papierowej mapy, skrupulatnie zaznaczając kolejne wysepki i fragmenty większych lądów...
   Wielka Zmiana skończyła się dwudziestego pierwszego czerwca dwa tysiące osiemnastego roku. Wtedy ludzie zaczęli się zastanawiać, gdzie właściwie są i jak teraz wygląda glob ziemski. Przetrwało trochę sprzętów do badań naukowych. Amerykanom udało się ocalić jedną rakietę kosmiczną na Ziemi, a i w kosmosie w tym czasie było kilka stacji.
  Astronauci wrócili zdruzgotani tym, co zobaczyli, obserwując Zieloną Planetę z daleka. Nigdy nie miano im za złe, że nie wkroczyli dzień wcześniej, aby pomóc. Mieli tylko dwie opcje: zaczekać i przydać się później, albo na własne życzenie wejść w środek tego piekła i lojalnie zginąć razem z resztą. To właśnie oni odegrali najistotniejszą rolę w zdobywaniu wiedzy o teraźniejszym świecie. Ich wcześniejszym zadaniem było monitorowanie Ziemi, więc od razu zarejestrowali kataklizm. Całe dwadzieścia cztery godziny zostały nagrane. Przetrwały do dziś i wciąż poddawane są badaniom. Wiedziano już, które obszary podzieliły się i z jakimi połączyły, jakie zjawiska naturalne zabiły ludzi...
  Nadal jednak nikt nie mógł pojąć jednej rzezy. Dlaczego Wielka Zmiana w ogóle zaistniała? Potęga niszczenia tego zjawiska, jego dokładność i wręcz idealnie skoordynowany przebieg były niewytłumaczalne dla obecnej nauki.
  Katherine zamrugała intensywnie, słysząc nagle donośny głos nauczycielki i wyrywając się tym z zadumy. Nadszedł czas na sprawdzenie prac. Dziewczyna przyjrzała się swojej mapie i ze zdziwieniem mogła stwierdzić, że już jakiś czas temu ją skończyła.
***
- Myślałyśmy, że pójdziesz z nami na shake'a – stwierdziła niepocieszona Danielle swoim spokojnym głosem. Zawsze kojarzył się Kate z oświetloną księżycem taflą jeziora. Gładki, harmonijny, naturalnie chłodny. Podobne wrażenie miała stykając się właściwie ze wszystkim, co Danielle dotyczyło. Jej delikatne, jasne włosy, srebrzące się czasem w świetle. Jej szare oczy zdradzające pewną rezerwę do świata zewnętrznego.
  Te oczy posiadała również druga bliźniaczka, Rebecca, jednak mimo identycznego koloru miały zawsze inny wyraz. Oczy Reb wędrowały niezmiennie, krążyły po najróżniejszych miejscach, aby w końcu na chwilę opaść spokojnie na coś konkretnego, po czym ponownie podejmowały podróż, lustrując otoczenie. W nich nie było dystansu, a jedynie ogromna ciekawość, pewne roztargnienie, nieuchwytność. Wydawała się krążyć myślami niczym powietrze wokół żywych stworzeń.
- No weeeeź, nie bądź taka i chodź z nami... - nalegała zawiedziona rudowłosa.
- Reb, wiesz, że bym chciała. Ale matka wariuje i kategorycznie kazała nam wszystkim wracać do domu natychmiast. Jeśli spytacie czy nie rozważałam olania jej, tak, rozważałam. Ale nie mam gwarancji, że nie dostanie przez to zawału... Nie mam pojęcia, co się z nią dzieje, wiecie? Ale przez nią czuję się, jakbyśmy wszystkie miały jakąś manię prześladowczą. Nie wiem kiedy jej to przejdzie. Mam tylko nadzieję, że jak najszybciej, zanim zwariuję – o ile jeszcze nie zwariowałam, pomyślała Kate mimochodem. W poruszeniu zajęta swoim monologiem nie zauważyła spojrzenia, które wymieniły przyjaciółki w trakcie jej wywodu. Było to spojrzenie zaniepokojone, ale zarazem znaczące. Tak samo jak w przypadku Sarah, wynikało ze zrozumienia...
- Nie żartuj, Amelie! Dzisiaj mamy generalną próbę! Nie zostawisz nas w taki dzień – wzburzyła się przewodnicząca szkolnych cheerleaderek, która wybiegła właśnie ze szkoły wprost na dziedziniec w towarzystwie małej grupki. Kate ze współczuciem zerknęła w stronę obecnej wśród nich siostry.
- Należysz do zarządu. Jeśli tak się zajmujesz obowiązkami, będziemy musiały cię zdegradować – zagroziła zastępczyni.
- Dziewczyny, nie bądźcie takie! Wiecie, że tego bym nigdy nie olała! Mówiłam Wam, mam kłopoty rodzinne... Nasza mama jest... Chora. I nie mamy wyjścia. Wszystkie trzy musimy wrócić do domu, żeby się nią zająć – odparła smutno zaatakowana blondynka.
- Skoro twoje siostry też tam będą, to po co jeszcze i ty? Raczej sobie poradzą z jedną osobą...
  Katherine pokręciła głową, rozgniewana, po czym pod wpływem impulsu zbliżyła się do cheerleaderek. Rebecca i Danielle popatrywały na siebie niespokojnie, obserwując zaistniałą scenę.
- Serio mówicie? Mamy prywatne problemy. Poważne problemy. Amelie i żadna z nas nie ma teraz czasu ani głowy na inne rzeczy. Skoro my tam będziemy to Am nie musi, co? To takie proste? Po co przejmować się matką, kiedy można po prostu dobrze się bawić na treningu z koleżankami.
- Kate... - próbowała przerwać Amelie. Miała łzy w oczach.
- To kategorycznie nie na miejscu! To nie w porządku, że próbujecie wymóc na niej taki wybór! - zawołała gniewnie, wskazując na swoją siostrę. - Czy tak zachowują się przyjaciółki, czy chociażby zgrany zespół? Powinnyście wstydzić się za siebie!
  Dziewczyny z zespołu zmieszały się, po czym odeszły szybko bez słowa. Zaraz potem Katherine przytuliła poszkodowaną.
- Naprawdę chciałabym tam być...
- Wiem, Am, wiem. To ich problem, a nie twój... Tak już po prostu musimy postąpić – odrzekła zdecydowanie. Była wściekła na te dziewuchy, które sprawiły ból Am i wściekła na ich matkę. Tak bardzo wściekła... To wszystko jej wina.
  Po pożegnaniu się z Danielle i Rebeccą siostry ruszyły do domu. Nawet nie zauważyły, kiedy czarnowłosa postać dołączyła do nich, z obrzydzeniem trzymając się na dystans. Żadna z ich trójki nie odezwała się przez całą drogę.
 
 
 

 

 

poniedziałek, 24 lutego 2020

Dzieje Emeraldy ~ Rozdział 3 (część I)

Dzieje Emeraldy
Rozdział 3: Ojciec (cz. I)


  Wróciwszy do zamku, przekradła się prędko do swej komnaty i wzięła za przebieranie w odświętną suknię, którą miała nosić na uczcie. W połowie jej wysiłków ku idealnemu ułożeniu fałd brokatu cicho zapukała Dorothy.
- Wejść – zawołała Kathryn, nie przerywając.
- Pani... - wyrwało się służącej markotnym głosem, gdy ujrzała przyodzianą królewnę. Na twarzy kobiety zagościł lekko zniechęcony grymas.
- Och, Dorothy, wiesz dobrze, iż odziewać się wolę sama. Z tobą nie ma to związku... Ojcu memu bym cię pochwalić mogła nawet, jednak ceni on me opinie tak ogromnie, iż pewnie natychmiast ukarać by cię rozkazał – odrzekła natychmiast dziewczyna. Zachowała neutralny ton, jednak jej zielone, odziedziczone po matce oczy zdradzały troskę. Nie chciała zranić uczuć służki.
  W końcu zasiadła przy toaletce i wpatrzyła się w lustro.
- Możesz mnie uczesać – stwierdziła prosto, co spotkało się ze zdziwionym spojrzeniem dwórki. Kathryn rzadko pozwalała wyręczyć ją w czesaniu. Zazwyczaj zdarzało się to gdy się spieszyła, była zmęczona lub chciała w jakiś sposób nagrodzić służącą. Dorothy uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście, Wasza Wysokość!
  Wyczesała delikatnie włosy królewskiej córki, uśmiechając się serdecznie. Wydawała się szczerze cieszyć powierzoną jej czynnością.
  Kasztanowy kolor włosów Kathryn również przypominał zmarłą królową, lecz nie można było jednoznacznie stwierdzić, czy w istocie od niej pochodził. Król Gerald także miał podobny odcień nim posiwiał niemal zupełnie... Ach, ojciec. Dziedziczka tronu nie mogła powstrzymać ponurości na myśl o nim. Jej ojciec...
  W każdym razie naturalna faktura włosów królewny zdawała się stanowić poniekąd mieszankę obojga rodziców. Podczas gdy włosy króla były dość proste, a głowę Aldany zawsze pokrywały mocne, gęste loki, Kathryn miała naturalne zdecydowane fale, które miejscami również przeistaczały się w delikatniejsze loki.
  Dziewczyna poczuła pokusę, aby zapytać towarzyszkę o jej wspomnienia związane z królową, jednak powstrzymała się momentalnie. Królowa Aldana była tematem tabu na całym dworze. Rozmawiano o niej często po kątach, jednak każdy, kto chciał zachować swą głowę przytwierdzoną do szyi pilnował, aby owe konwersacje w żaden sposób nie dotarły do uszu króla.
  Dorothy zakończyła czesanie półelfki, więc odłożyła szczotkę, wygładziła jej bogatą suknię i włożyła na głowę królewny bogato zdobiony, ciężki wieczorny diadem. Zaraz potem razem wyszły z komnat i udały się do jednej z najbogatszych sal na zamku.
  Kathyn nie lubiła ciężkich koron. Uważała je za przesadzone i niefunkcjonalne, jednak taka moda panowała w jej kraju... Osobiście za symbol rangi wystarczyłyby jej lekkie, delikatne diademy elfickie Aldany. Jedyny, który zdołała zachować spoczywał ukryty za deskami zdobionej boazerii w jej komnacie, gdyż nikt na dworze nie mógł dowiedzieć się, iż go posiada.
- Ach, oto moja córka – powiedział król ponurym głosem, wskazując na nią dłonią, gdy para ciężkich drzwi do pełnej przepychu sali otworzyła się z trzaskiem. Półelfka zastanawiała się czy jako jedyna wyraźnie słyszała odpychające zniechęcenie w głosie ojca za każdym razem, kiedy wypowiadał słowa "moja córka", czy też po prostu każdy to ignorował. Pomimo świadomości przyrodzonej głupoty większości ludzi (szczególnie wśród arystokracji), podejrzewała drugą ewentualność. Tymczasem dygnęła grzecznie, unosząc rąbki sukni i skłaniając głowę tak, by nie zrzucić z siebie korony. Była to dla niej zawsze trudna czynność. Błyskotka wydawała się stworzona, aby spaść i potoczyć się z brzękiem po podłodze. Przypuszczała, że można by nią nawet rzucać i w ten oto sposób opracować nową dyscyplinę sportową na turnieje. Coś na kształt rzutu dyskiem.
  Z nieporuszonym wyrazem twarzy usiadła przy długim stole u boku Archera. Zewsząd dobiegły ją pozdrowienia, na które odpowiedziała grzecznie z serdecznym uśmiechem. Narzeczony nie odezwał się ani słowem i starał się omijać ją wzrokiem.
- Witaj, mój ukochany. Jakaż to radość cię widzieć – odpowiedziała miękkim głosem, pokonując pragnienie odpowiedzi tym samym zachowaniem. Niezrażona jego uporem spojrzała na niego, uśmiechając się z czułością. Uwagi biesiadników nie umknęło zachowanie księcia. Cóż on wyprawiał?
  W tym samym czasie podano gęsi w gęstym sosie żurawinowym. Stojąca za swą panią Dorothy odeszła na chwilę, aby pomóc kuchennym w serwowaniu dań i wina.
- Olśniewająca Emeraldo! Jak zwykle wyglądasz niczym najdroższy szmaragd! - podjął z zachwytem drugi sąsiad dziewczyny przy stole, siedzący po jej lewej stronie.
- Tyś natomiast jest jako zwykle szarmancki, kochany baronie – odparła z delikatnym śmiechem, zwracając tułów ku mężczyźnie w podobnym królowi wieku. Zarówno wśród dworzan, jak i poddanych w całej krainie znana była jako królewna Emeralda. Przydomek ten pochodził od szmaragdu, który przywodziły na myśl oczy Kathryn oraz jej upodobanie do zieleni. Inny wariant owego przydomku stanowił tytuł Szmaragdowa Pani, który za życia nosiła matka, a obecnie ona sama. Wiadomym było, że to tytuł nadany przez ludność na pamiątkę pięknej królowej, lecz o tym nie mówiło się głośno. Król nienawidził tego nazwania. Próbował je zresztą ukrócić, jednak przylgnęło tak mocno, iż w istocie nic nie mógł uczynić.
- Szczera to prawda, królewno! - zapewnił solennie rozmówca. - Być może twój luby tego nie dostrzega, jednak zapewniam, że jest odosobniony w tej materii – wyłożył, mrugając filuternie do Kathryn. Spięła się ledwo widocznie na wzmiankę o Archerze, lecz zaśmiała się jeszcze głośniej, delikatniejszym tonem.
- Dziękuję ci z serca całego! Ogromniem jest rada twym słowom – odrzekła ciepło, jakby nic się nie stało. Wpadło jej na myśl, aby wytłumaczyć narzeczonego nieudanym polowaniem, jednak jego wyraźne wytrącenie z równowagi podpowiedziało kasztanowowłosej, iż sam zainteresowany może zniweczyć jej wysiłki i rozpocząć przez to publicznie kłótnię. Nie ufała dziś ogładzie księcia, postanowiła więc milczeć. Uda, iż zachowanie przyjaciela jej nie przeszkadza i jest całkowicie wtajemniczona w jego powody, a tymczasem on niech się z niego wytłumaczy, jeśli i jak zechce.
***
 
 

Inni przeczytali także: 

      ❧ Dzieje Emeraldy ~ Rozdział 3 (część II)

      ❧ Broadminded Island ~ Prolog

 
 
   

środa, 19 lutego 2020

Broadminded Island ~ Rozdział 2 (część II)

Broadminded Island:
Poznać


Rozdział 2: Ułuda codzienności (cz. II)

***
- Co teraz masz? - dopytała blondwłosa stojąc z siostrą na korytarzu Broadminded High School. Sybil już dawno z nimi nie było. Poszła swoją drogą, ledwo przekroczyły drzwi szkoły. Nie lubiła być z nimi widziana. Zdawała się wręcz nimi... Brzydzić. Dla dziewczyn owo zachowanie było niepojęte, lecz Sarah nie robiła zbyt wiele, aby sprowadzić Syb do pionu.
- Geografię – Kate bardzo lubiła ten przedmiot. Dzięki niemu mogła chociaż odrobinę przybliżyć się do tego, jaki był świat przed Wielką Zmianą. Wszystko wyglądało wtedy inaczej, a nie było to przecież tak dawno. Stary Świat fascynował ją, przyciągał dziwnie. Od czasu katastrofy geografia stała się zresztą wyjątkowo ważna dla szkolnictwa całej Ziemi. Katherine zastanawiała się, jak nauczanie tego przedmiotu musiało wyglądać wcześniej, nim struktura świata się zmieniła.
   We dwie porozmawiały chwilę na ten temat, po czym zadzwonił dzwonek i rozeszły się do swoich klas. Amelie udała się na specjalne warsztaty scenograficzne w ramach zajęć ze sztuki, więc Kate wiedziała, że od teraz przez kilka godzin nie będzie z nią żadnego kontaktu. Miała nadzieję, że jej dwie najlepsze przyjaciółki dziś przyszły. Nie widziała ich na korytarzu, ale możliwe, że dotarły wcześniej i siedziały już w sali na pogaduchach.
   Katherine weszła do sali, rozglądając się i faktycznie zobaczyła dziewczyny na miejscach. Już unosiła rękę, kiedy obie z przestraszoną miną położyły palec na ustach w tym samym momencie. W innych okolicznościach roześmiałaby się na ten widok, jednak szybko dostrzegła, w czym rzecz. Ktoś rozwścieczył od rana panią profesor...
- Dalej, Ted, powiedz nam ile było kontynentów przed Wielką Zmianą. Dalej, poradzisz sobie, to pytanie z podstawówki. Rozbudzisz się przy okazji – poganiała ze złośliwym uśmieszkiem.
- Eeeeee, czteee... Ry? - rzucił niepewnie. Klasa wybuchła śmiechem, a w międzyczasie Kate z kilkoma innymi uczniami dyskretnie przekradła się na swoje miejsce. W końcu usiadła w swojej ławce zaraz przed przyjaciółkami.
- Niestety, nawet nie byłeś blisko. Sześć, Ted, sześć. Albo siedem. Zależy, czy rozpatrujemy Europę i Azję razem czy osobno. No dobrze, to w takim razie mi powiedz, ile kontynentów mamy dzisiaj.
   Chłopak znany jako Ted widocznie zmłemł w ustach przekleństwo.
- Nie wiem, pani, nie wiem! Trzydzieści?
- Trzynaście, nawet się nie starasz! Data odkrycia Atagauy, raz raz.
- Wie pani, że przecież nie odpowiem – rzucił z rezygnacją. - Dwa tysiące dwudziesty?
- Dwa tysiące dwudziesty ósmy. Dobra, będzie tego. Masz jedynkę. Idź do sekretarki po kawę, a potem wracaj i nie śpij mi już tu. A jak śpisz to przynajmniej nie chrap – znów rozległy się śmiechy. - Poziom twojego nieuctwa jest nie do zniesienia. Może chociaż trochę ci pomoże ta kofeina, chociaż na to bym specjalnie nie liczyła. 
  Kiedy zirytowany chłopak wyszedł z sali, na ramieniu Kate wylądowało kilka mahoniowych loków. To przyjaciółka, Rebecca wychyliła się w jej stronę.
- Tym razem przegiął – szepnęła konfidencjonalnie do ucha Katherine. - Wszedł do klasy wcześniej i zaczął kimać jeszcze nim lekcja się zaczęła. Zachrapał tak głośno, strasznie chrapliwie tak, idealnie w momencie jak mówiła "dzień dobry"...
- Uspokój się, Reb, zaraz tobie też się dostanie! - szepnęła z naciskiem druga dziewczyna, potrząsając blond włosami. Nie miały takiego żywego koloru pszenicy jak włosy Amelie. Te były tak jasne, że zdawały się niemal białe. Była to Danielle, siostra Rebekki.
  W międzyczasie Kate zasłoniła sobie usta dłonią, żeby nie zaśmiać się z sytuacji opisanej przez Reb. Chcąc nie chcąc dokładnie ją sobie wyobraziła.
- Dzięki za wyjaśnienie, Reb – mruknęła z trudem, wyraźnie hamując chichot. - Ale Dan ma rację, wyprostuj się. Profesorka na nas patrzy...
***
   Tymczasem Sarah stanęła przed drzwiami luksusowej willi na sąsiednim osiedlu i zadzwoniła do drzwi. Otworzyły się po chwili.
- Sarah... - wymsknęło się z zaskoczeniem niskiej kobiecie w tym samym wieku. Na głowie miała burzę ciemnobrązowych loków. Jej ciemne oczy wpatrzyły się z niebotycznym zdumieniem w nowo przybyłą. - Nie spodziewałam się tu ciebie...
- Wybacz mi, Brónach, wybacz mi wszystko i przebacz, że przychodzę tu tylko po to aby o pomoc poprosić... - zaczęła szybko matka dziewczyn. Nie potrafiła dłużej udawać, że nie jest poruszona. Nie przed nią, swoją najdawniejszą przyjaciółką. Brónach z niepokojem zmarszczyła brwi.
- Twoja moc jest tak duża. Wiem, że proszę o wiele, ale błagam, pomóż dziewczynkom...
- Co się stało...?
- To się zaczyna, Brónach! To znaczy, już od dawna widziałam, że się zaczyna... Myślałam, łudziłam się, że to minie. Ale jest coraz gorzej. Widzę to i nie wiem co zrobić! Katherine krzyczy po nocach, zachowuje się dziwnie. Amelie zdaje się czasem nieobecna, jakby wchodziła w transy. Boję się myśleć, co widzi. O Sybil nawet nie mogę wspomnieć, od zawsze mnie przeraża, a to narasta... ! Zaraz zaczną cierpieć na bóle, widzę znaki. Potrzebuję to zatrzymać! Muszę im pomóc... - patrzyła z desperacką nadzieją na rozmówczynię, ale rysy ciemnowłosej stwardniały. Zaniepokojenie w jej oczach zniknęło, ustępując miejsca czemuś na kształt gniewu.
- Sarah. Wiesz, że zrobiłabym dla ciebie prawie wszystko. Jesteś moją przyjaciółką i królową. Mam pragnienie, przywilej i obowiązek pomagać ci, służyć. I pomogłabym ze wszystkim oprócz tego. Tego nie da się powstrzymać i dobrze o tym wiesz. Można jedynie odsunąć w czasie nieuniknione. I z tym ci nie pomogę! Nie dam się wciągnąć w tę sprawę, nie wezmę tej odpowiedzialności za zło, które wyrządzasz! Wiem, że się boisz. Wiem, jak dużo przeszłaś. Wciąż staram się zrozumieć, jak bardzo każdego dnia boli cię utrata Charlesa. Ale niezależnie od twojego cierpienia, do tego nie masz prawa!
- Brónach...
- Nie skończyłam! Tym właśnie wszyscy jesteśmy, tego nie wymażesz... Nawet nie wiesz co się dzieje w Zgromadzeniu. Bezkrólewie nie może ciągle trwać. Nadszedł czas na nową władzę, więc jej szukamy. Wszyscy, wobec których istniało chociaż najmniejsze prawdopodobieństwo... Wszyscy stanęli przed Wyrocznią. Nikogo nie wybrała, Sarah. Wiesz co to znaczy.
- Nie... - w oczach Sarah stanęły łzy.
- Sprawdziliśmy wszystkie rody, poza twoim. Najwyższa pora się z tym pogodzić. Twoje córki są nie tylko Magicznymi, mają jeszcze wyższe powołanie. A przeznaczenie upomina się o swoje! Nie ukryjesz się przed nim. Nie pokonasz go! Wyrządzasz im tylko krzywdę, ogromną krzywdę! To się musi skończyć.
- Nie mogę na to pozwolić, nie mogę ich stracić...!
- Ten wybór nie należy do ciebie. Nic nie możesz z tym zrobić. I dopóki tego nie zrozumiesz, księżniczki będą cierpieć – odparła z rezygnacją.
- Nie nazywaj ich w ten sposób. To wszystko zupełnie ich nie dotyczy.
  Na twarzy Brónach pojawiła się wręcz wściekłość, mimo że i jej oczy się zaszkliły.
- Oscail do shúile!!!
  Zaraz potem drzwi zatrzasnęły się i Sarah wiedziała, że ponownie się nie otworzą. Pozostało jej tylko odejść, bez nadziei.
***
 
 

 

 

 

niedziela, 16 lutego 2020

Nawijka Autorki #3 - Głosowanie, Wattpad i aktualności

Jeśli chodzi o Nawijkę nr. 3, TOTALNIE nie miałam pomysłu, co w niej napisać! 

Wybaczcie mi więc, że nie będzie tutaj niczego porywającego, zajmiemy się w większości sprawami bieżącymi i planami na przyszłość.


W geście przeprosin za kolejną, przymusową nieobecność trochę zamęczę Was tą gadaniną XD


~Nowości, które przewiduję na Narnii~
Ponieważ w natłoku rozdziałów i innych takich Nawijki z terminami publikacji mogą "znikać" ze strony głównej, przez co trzeba by ich szukać, albo to olać, postanowiłam stworzyć nad postami Terminarz rozdziałów, który będzie zawsze pokazywał datę ukazania się najnowszego rozdziału każdej serii. Pomyślałam, że to trochę uczyni bloga bardziej przejrzystym.
Pomiędzy chwilami zacieszu z totalnie nieistotnych rzeczy (jak muzyka i zmiana favikonki), staram się też myśleć o konkretach, dlatego...
W bardzo wybiegających w przyszłość planach mam kilka nowych cykli postów. Teraz opowiem o tym bliżej...
  1. "Dowiedz się więcej o..." - będą to takie wydania specjalne Nawijek, w których skupię się na tematyce określonej serii, postaci, etc. i przybliżę ciekawostki na ten temat. Zamierzam je wprowadzić, kiedy serie trochę się rozkręcą, więc jeszcze troszkę poczekamy. Tymczasem zawsze możecie dzielić się ze mną pomysłami i sugestiami, co Was interesuje. Może chcielibyście czegoś się dowiedzieć?
  2.  Istnieje zdecydowany plan na dodatki z humorystycznymi crossoverami, które kanonicznie nigdy nie mogłyby się wydarzyć i innymi komicznymi wstawkami. W mojej głowie takie coś dzieje się non stop, więc dlaczego by się tym z Wami nie podzielić. Może też to polubicie. Jeszcze nie wymyśliłam ostatecznej nazwy na taki kącik odpału... Zaraz, a może to właśnie będzie nazwa?! W każdym razie, wprowadzę to, kiedy na Narnii będzie więcej różnych serii.
  3. Cykl "Dyskusje", o którym pojawi się więcej przy okazji głosowania, więc czytajcie dalej. Warunek: więcej aktywnych czytelników.


~Narnia na Wattpadzie~
Ponieważ uznałam, że przydałoby się rozpowszechnić tutejsze opowieści, moim pierwszym ku temu krokiem jest Wattpad, który cieszy się chyba największą popularnością (mimo, że to rak). Początkowo pomysł zajmowania się Wattpadem mi się nie podobał i nadal nie jestem do końca przekonana, ale może być zabawnie. Oczywiście, najważniejsza dla mnie będzie zawsze Narnia. To ten sposób prezentowania twórczości podoba mi się najbardziej (nawet jeśli nie bardzo mi wychodzi). Dlatego też rozdziały w pierwszej kolejności będą się pojawiać ZAWSZE tutaj.
Jeśli lubicie Wattpada, możecie czasem do mnie zajrzeć. Jestem TU.
Wstawianych tam rozdziałów nie będę już dzieliła na części. Pojawią się tylko kompletne, jednym ciągiem. Niektórzy tak wolą, więc dzięki temu będziecie mieć wybór.
"O.Z.S.M." z Blue Neko też postanowiłam wstawiać również na Wattpada. Jak wspominałam w Nawijce drugiej, ta opowieść to moje kolejne dziecko, które pokochałam sercem i duszą. Nawet jeśli jest odpałem, jemu też należy się jak najwięcej... Marcetia (mój paring z Dywizji) życiem!... Ciiii... Zapomnijcie, że coś mówiłam... O, słyszeliście ten wiatr? Głośny coś dzisiaj!

~Głosowanie na nowe serie czas zacząć~
Ponieważ myślę o rozpoczęciu nowej serii, chciałabym zasięgnąć Waszej opinii na temat tego, co chcielibyście przeczytać. W tym celu na blogu umieszczona zostaje ankieta. Proszę Was o wzięcie w niej udziału! Możecie udzielić tam tylko jednej odpowiedzi, jednak każdy swój wybór możecie skomentować lub doprecyzować, na przykład w komentarzach posta.
W razie, gdybyście nie mogli jej znaleźć, nie chciałoby się Wam szukać, cokolwiek, link do niej daję TU.
Ankieta ta dostanie etykietkę "dyskusje", ponieważ ogólnie pomyślałam o tym, że fajnie by było robić czasem jakieś posty dyskusyjne na temat opowieści itd. Dlatego prawdopodobnie kiedyś zacznę coś takiego, ale zdaję sobie sprawę, że do tego jeszcze długa droga, ponieważ prawie nikt by teraz w takich dyskusjach nie pisał. Pomyślę o wprowadzeniu na poważnie tego typu rzeczy, tylko jeśli będzie to mieć sens.

~Terminy kolejnych publikacji~
Ponieważ każdy podrozdział w tej notce rozpoczynam słowem "ponieważ" (tak się dziwnie złożyło), ten nie będzie wyjątkiem XD
Oto nasz aktualny, narniowy rozkład jazdy!:

Broadminded Island, rozdział 2 (część II) - Środa, 19 lutego
Dzieje Emeraldy, rozdział 3 (część I) - Niedziela, 23 lutego
BI, rozdział 2 (część III) - Środa, 26 lutego
DE, rozdział 3 (część II) - Niedziela, 1 lutego
I oczywiście ten rozkład zamieszczam również w nowym Terminarzu.

Czekam na opinie odnoszące się do wszystkich moich pomysłów, zarówno tych przedstawionych tutaj, jak i innych!
Miłego zgłębiania nowości,
Do zobaczenia! 💗

PS. Nie zapomnijcie o głosowaniu! 

 
 

Inni przeczytali także: 

      ❧ Broadminded Island ~ Prolog

      ❧ Dzieje Emeraldy ~ Rozdział 1 (część I)


 

 

Głosowanie na nowe serie

Nie wiem czy wszystkim wiadomy jest fakt, że marzę o tym, by każda z moich pierwszoplanowych postaci dostała tutaj, na Narnii, swoją kompletną opowieść. Zdecydowanie nie będzie to łatwe, ponieważ jest ich sporo, a pomysłów na nowe wciąż w zasadzie przybywa. Jednak NIE JEST to niemożliwe i zrobię wszystko, żeby zrealizować swój plan. Kiedyś tam. Z moją szybkością może być różnie...

Oczywiście nie da się zacząć kilkunastu serii od razu, na hurra... Znaczy, można. Ale jak się w tym połapać i wszystko to ukończyć naraz? Dlatego czas zagłosować, czym powinnam się zająć w pierwszej kolejności!

Bardzo zachęcam do zapoznania się z miernymi opisami moich postaci przed głosowaniem jeśli lubicie spoilery. W przeciwnym wypadku oprócz nazwisk postaci dopisałam w nawiasie skrótowe określenia, które być może pomogą Wam w wyborze. Zawsze też możecie się mnie o wszystko dopytać, a postaram się opisać Wam w "bezpieczny" sposób sytuację.
Każdy wybór możecie skomentować poniżej, podzielić się swoim zdaniem, sugestią, pytaniem, czymkolwiek. Czekam na to 💖

Głosowanie czas zacząć! 😇
Czas trwania ankiety: 16 lutego - 13 czerwca 2020

UWAGA. 13 czerwca ankieta zakończyła się. Wyniki znajdziecie TUTAJ 😇



 
 

Inni przeczytali także: 

      ❧ Broadminded Island ~ Prolog

      ❧ Dzieje Emeraldy ~ Rozdział 1 (część I)


 

 

Broadminded Island ~ Rozdział 2 (część I)

Broadminded Island:
Poznać


Rozdział 2: Ułuda codzienności (cz. I)

Kate stała na progu swojego domu, niezdolna się odezwać. Mimochodem zauważyła, że nie była jedyną osobą, którą zmroziło. Pozornie niewinne słowa ich siostry uderzyły również Amelie. Miała ona duże pojęcie o scenach śniących się młodszej dziewczynie, bez trudu zrozumiała więc jej obecny szok. Katherine była przekonana, że przestraszone wahanie blondwłosej nie mogło być jej wymysłem, nawet jeśli po chwili się opanowała. Doskonale wiedziała, co widzi. Większa część jej umysłu skupiła się jednak na Sybil.
- A, świetnie, świetnie, bardzo dziękuję za twoje zainteresowanie, Syb. Przypływ akurat był łagodny, bardzo odprężająca atmosfera o poranku – odpowiedziała po dłuższej chwili, zmuszając się do przybrania podobnie niedbałego tonu. Złośliwy uśmiech czarnowłosej, który zdążył zakwitnąć na jej twarzy w reakcji na milczenie sióstr, zgasł niczym gwałtownie zdmuchnięty płomień świecy. Kate nieco wbrew sobie poczuła sporą satysfakcję, nie minęło jednak wiele czasu, nim jej siostra odezwała się ponownie.
- To super, K a t e. Powinnaś się tym cieszyć, dopóki masz taką możliwość – rozmówczyni ze wściekłością odwróciła wzrok, wcześniej jednak dorzuciła zjadliwie te słowa. Uwagę w wymowie Sybil zwracał sposób, w jaki wymawiała imię bliźniaczki, ponieważ niemal zawsze zdawała się cedzić je przez zęby.
   Brązowowłosa zbladła, a w jej oczach pojawiły się iskry wściekłości. Niewiele myśląc, ruszyła do przodu w stronę brunetki... Powstrzymała ją jednak czyjaś ręka. Amelie.
- Spokojnie, Kate – wyszeptała jej stanowczo do ucha. Katherine doskonale rozpoznała ten ton, mimo że rzadko miała okazję go słyszeć. Był to Ton Prawdziwej Starszej Siostry. Nie zamierzała jednak się pod nim ugiąć.
- Do jasnej cholery, Am, przecież dobrze wiesz, że... ! - odszepnęła z oburzeniem. Sama nie do końca wiedziała, co chciała powiedzieć. Jednak wiedziała, że bliźniaczka usiłowała jej grozić! Nie mogła tak tego zostawić.
- Powiedziałam. Już dość. Nie dawaj jej tej satysfakcji... Nie zbliżaj się tam. Odpuść, Kate – odparła cicho blondynka, wciąż tym samym głosem, po czym lekko się odsunęła. Dzięki temu dziewczyna zobaczyła w końcu twarz Amelie i ujrzała, że w jej oczach również płonie ogień. Jednak lęk i pragnienie ochronienia rodziny były silniejsze. Ten widok wpłynął na brązowowłosą na tyle, że postanowiła posłuchać siostry. Zmusiła się do pozornego rozluźnienia.
- Ale nuda... - prychnęła Sybil pod nosem, dostrzegając brak szumnej odpowiedzi na swoją prowokację, zdawała się jednak jednocześnie dość zadowolona, że udało jej się wyprowadzić dziewczyny z równowagi.
  W tym momencie z kuchni wyszła ich matka.
- Kate! Na litość boską, gdzieś ty była... ! - wykrzyknęła doroślejsza wersja Amelie z takimi samymi blond włosami i zielonymi oczami. Przybiegła do swojej "zaginionej" córki i przytuliła ją bardzo mocno. - Katherine, nie masz pojęcia, jak się bałam... Nie powinnyście mi tego robić, żadna z was! Nigdy więcej mi tego nie rób, nigdy... ! - zdawało się, że kobieta chciała jeszcze coś dodać, jednak w ostatniej chwili powstrzymała się. Jej głos drżał z emocji i bardzo widocznym było, że z ledwością powstrzymywała płacz.
- Maamo... - odburknęła Kate, zmieszana. Nie potrafiła zrozumieć, skąd u jej matki tak paniczna reakcja. Na Boga, poszła tylko na spacer! Jak bardzo nadwrażliwym można być?! Z drugiej strony nie mogła odeprzeć wrażenia, że to dziwne zachowanie nie jest tak bezzasadne, jak mogło wydawać się na pozór.
  Dręczyło ją uczucie, iż wciąż brakuje tutaj najważniejszych informacji, dzięki którym mogłaby rozwiązać tę pokręconą zagadkę, w którą przemieniało się wszystko wokół niej. Dlaczego Sarah tak bardzo się bała? Ten strach widocznie się nasilał. Co go wywoływało? Jak długo to trwało? Jak temu zaradzić? O co tutaj chodzi? Błagam, myślała Kate, niech ktoś mi powie, o co tutaj chodzi...
***
   Wspólne śniadanie upływało im w milczeniu. Dziewczyny trzymały się na dystans od Sybil. Żadne kolejne słowa między nimi nie padły, mimo że czarnowłosa zdecydowanie wyglądała na skorą do negatywnej dyskusji. Matka wciąż była wytrącona z równowagi... Kate już od jakiegoś czasu wyglądało to na zaburzenia kompulsywne. Przyglądała się bacznie rodzicielce z zastanowieniem, za to Amelie z troską przyglądała się Kate. Atmosfera była naprawdę dziwna. Katherine miała ochotę unieść widelec w górę, spróbować ją przekroić i zobaczyć, co się stanie.
   Nadal nie wiedziała co myśleć. Jakże by miało być inaczej, w końcu nie posiadała informacji potrzebnych do zrozumienia czegokolwiek. Żadna z dziewczyn ich nie posiadała i tego Kate była pewna. Inaczej miała się sprawa z ich matką. Ona na pewno wiedziała coś
  Jak na dłoni trzymała wszystkie odpowiedzi. Odpowiedzi, którymi nie zamierzała się podzielić. To również było dla brązowowłosej jasne.
   Znała Sarah dobrze, była jej córką. Wiedziała więc, że nalegając może ją zranić, rozgniewać, przestraszyć, ale i tak nie wyciągnie z niej niczego... Jej widelec z rezygnacją opadł bezwładnie na talerz z brzękiem i pacnął w jajecznicę.
***
  Leżała wyciągnięta bezwładnie na łóżku z wzrokiem wbitym w sufit i słuchawkami w uszach.
- Ignorancja to twój nowy najlepszy przyjaciel, ignorancja to twój nowy najlepszy przyjaciel...! - śpiewała, pokrzykując szeptem do muzyki.
   Rozległo się pukanie do drzwi jej pokoju.
   No oczywiście, że tak.
- Właź – zawołała na głos, niechętnie przerywając swój trans szeptanego śpiewu, lecz nie zmieniła pozycji ani trochę. Wróciła do słów piosenki jeszcze nim Amelie zamknęła za sobą drzwi.
- Prawie nic nie zjadłaś – zaczęła blondwłosa z wahaniem.
- Zaskoczę cię, jakoś nie miałam apetytu – odrzekła Kate z pół ironicznym, pół smutnym uśmiechem, przerywając na chwilę tekst. Zaraz po skończeniu zdania płynnie wróciła do piosenki. Jej wypowiedzi były jedynie przerywnikiem dla obecnego zajęcia.
   Amelie patrzyła na nią w milczeniu.
- Nie jestem tym dzieciakiem z twoich wspomnień, teraz mogę sama się o siebie zatroszczyć – zaśpiewała głośniej, dźwięczniej. Potem umilkła, wciąż wgapiając się w sufit. Jej twarz przybrała jeszcze bardziej ponury wyraz.
- Ona tego nie rozumie, co nie? - mruknęła smutno, nawiązując do tekstu piosenki. Akurat ta fraza jej tam pasowała. Am milczała moment.
- Myślisz, że wie? - zapytała, powoli siadając obok niej na łóżku. W odpowiedzi Katherine jedynie spojrzała na nią z politowaniem.
- No tak – podsumowała cicho starsza siostra. Kate pokiwała głową.
- Gdyby nic nie wiedziała, nie bałaby się własnego cienia. Nie ignorowałaby tych wszystkich chorych rzeczy, które się tu dzieją. To nie jest tylko kwestia śmierci taty... - dodała, tak samo cicho.
- Co zrobimy? - szepnęła Amelie.
- Nie wiem – odszepnęła ledwo słyszalnie Katherine. Nie wiem, Am.
***
   Następnego dnia wyszykowały się rankiem do szkoły. Kate wyjątkowo zrobiła sobie makijaż. Po kolejnym koszmarze wyglądała okropnie. Zdawała się tracić całą energię przez senne majaki, jakby ją z niej wysysały.
   Zaraz przed wyjściem wszystkie trzy zakaszlały mocno, kładąc dłoń na gardle. Coś zadrapało je bardzo mocno, w tej samej sekundzie. Wychodząc, Kate natrafiła na przerażone spojrzenie swojej matki, a przerażenie to wynikało ze zrozumienia. Co jest tak bardzo złe, że się tak zachowujesz? - pomyślała. Po prostu w końcu nam powiedz. Zrób to do cholery. Zrób to.
- Zaraz po zajęciach wracajcie prosto do domu – nakazała Sarah, ze spuszczoną głową stojąc przy drzwiach. Amelie się zawahała.
- Hm, mamo, umówiłam się na dziś po szkole na ważne spotkanie z dziewczynami z drużyny...
- Prosto do domu – powtórzyła matka twardym głosem. Zamrugały zszokowane. Nawet Sybil rozszerzyła oczy ze zdumienia, a zazwyczaj przecież nic jej nie obchodziło. To było do mamy niepodobne.
- D-dobrze, mamo... - odparła po chwili wytrącona z równowagi Am. Wydawała się zastraszona i Katherine nie dziwiła jej się. Też się tak czuła.
***