Dzieje
Emeraldy
Rozdział 2: Rozterki serca (cz. II)
Był
to równy jej wiekiem, blondwłosy książę.
- Hejże!
Wasza Wysokość, cóż to za technika! Słowo daję, chociaż jesteś
dziewczyną, rozłożyłabyś mnie na łopatki... Ha, choćby palcem!
- zawołał ze szczerym podziwem, przyglądając się jej
rozszerzonymi ze zdziwienia oczyma. Pokręcił głową z
niedowierzaniem. Kathryn z wyraźną trudnością oderwała się od
treningu. Gdy odłożyła już miecz na ziemię, zwróciła się w
stronę towarzysza i dygnęła przed nim z szacunkiem, unosząc rąbki
sukni.
- Książę
Archerze – powitała go spokojnym głosem, przymykając powieki.
- Och,
nie bądź tak sztywna! Naszym przeznaczeniem stać się
przyjaciółmi, jestem tego pewien, możesz więc zwracać się do
mnie po imieniu, Wasza Wysokość!
- Po
imieniu? Jakże by to być miało... - mruknęła z niepewnością. -
Jeślibym rzec po imieniu ci nawet miała, pozwolić bym nie mogła,
byś ty zwracał się do mnie szanowniej...
- A
więc niechaj tak będzie, Kathryn! - zawołał, ani chwili się nie
wahając. Niepomiernie zdziwiło to małą królewnę.
- Czy
drwisz ze mnie, mój książę? Lekko podchodzisz do mnie i o
przyjaźni prawić raczysz, jednak zdolności moje chwaliłeś, niby
szczerze. Ślepą jam nie jest, wiem, że zajęcia moje aprobaty uzyskać
nie mogą...
- Bzdura
– przerwał jej bezceremonialnie chłopak.
- K-książę
Archerze?... - wstrzymała powietrze, poruszona do tego stopnia, iż
nie potrafiła nic więcej dodać.
- Powiedziałem,
że to bzdura, jeśli nie zrozumiałaś – powtórzył butnie. -
Wyobrazić sobie nie mogę, jak ktoś tak silny miałby nie mieć
niczyjego podziwu.
- Jako
sam rzekłeś, jam jest dziewczyną... Zajęcia te do ról mych nie
należą...
- Mniejsza
o role, kogo to obchodzi. Jesteś silna, bardzo silna! Zwinna i
sprytna, chciałbym mieć połowę choć daru, którym jesteś
obdarzona! Niczego godnego wstydu tu nie widzę. Szczerze mówiąc,
twe ruchy, gdy walczysz, są dla mnie piękne – blondyn uśmiechnął
się serdecznie, a jego szare oczy rozbłysły. Pochyliwszy się
delikatnie chwycił jej dłoń, po czym ucałował ją lekko. -
Podziwiam cię i szanuję, co powiedzą głupcy nie dbam! Dlatego też
ośmielam się prosić: Wasza Wysokość, królewno Kathryn, czy
zgodziłabyś się dla mnie mienić jedynie Kathryn? Chciałbym
bliżej poznać siłę, którą posiadasz. Do licha, od dawna
chciałem spytać! Czy mogłabyś uznać mnie swym przyjacielem? -
jego postawa tak była otwarta i szczera, iż nie mogła udzielić
innej odpowiedzi.
- Cóż
to za bezwstydne słowa, które wyrzec się ośmielasz!... Cóż rzec
mogę, tyś już jest przyjacielem moim!
- Córko?
- z lekką konsternacją spytał starzec. Klinga jego drasnęła
lekko alabastrową skórę królewny. Z jej ramienia spłynęła
strużka krwi. Choć była niewielka, Mędrzec zaniepokoił się
widocznie. - Cóż to z równowagi cię wytrąciło? Koncentrację
swą utraciłaś...
- Racz
mi wybaczyć, Mistrzu mój... W istocie kłopot pewien myśli me
zmącił. Racz uwagi na to nie zwracać, wszystko zrobię, by nie
powtórzyć owej niestosowności – odparła ze wstydem. Odruchowo dotknęła swojej rany, która pod tym właśnie dotykiem zabłysła delikatnie i natychmiast się zasklepiła. Dziewczyna spuściła odrobinę oczy, próbując wygnać z głowy myśli o przeszłości...
- Szmaragdowe
Dziecię. Gdy strapienie męczyć serce twe zaczyna, trosk powierzyć
temu starcowi się nie obawiaj. W chwili każdej wszystko możesz mi
powierzyć.
Mimo
niepewności, tak też więc zrobiła.
- W
ogromnej konfuzji się znajduję, Mistrzu. Narzeczony mój jawi mi
się jako nieznany mężczyzna. Zachowanie jego coraz to bardziej
niepokojącym jest. Zmiany tej nie pojmuję, nie wiem, jak pomóc mu
bym mogła. Wspólny czas niezwykle trudny, lecz... Zapomnieć nie
mogę o historii naszej. Czyż to nie towarzysz mój, przyjaciel,
jedyny na ojca mego dworze? Czyż nie mają znaczenia wspomnienia
nasze?... Czy wszystko to, co ważne dla nas było, naprawdę
bezpowrotnie przepadać zaczyna?... Dlaczego tak ciemną jawi mi się
jego ścieżka? - zakończyła cicho.
Wciąż
miała w swej pamięci dni, w czasie których prawdziwie poznała
księcia. Początkowo zaprzyjaźnili się. Spędzali razem dużo
czasu, podczas gdy gościł na dworze królewskim Velfarenu, by
pobierać nauki. Sprawił, że w dworskim życiu Kathryn pojawiło
się choć odrobinę światła. Kiedy niemal wszyscy spoglądali
na nią z niezrozumieniem i niepokojem, on zdawał się ją rozumieć,
a nawet podziwiać. Nie stanowiły dla niego problemu jej fizyczne
ćwiczenia ani ekscentryczny ubiór. Z nim rozmawiała w dużym
stopniu szczerze, choć naturalnie nie mogła sobie pozwolić na
pełne zaufanie. Niektóre sprawy pozostać musiały w cieniu,
dlatego więc jedynym powiernikiem był dla niej Mistrz i wiekowe
drzewa przewspaniałego elfickiego lasu. Jednak nie zmieniało to
faktu, iż Archer stał się dla niej ogromnie bliski. Zdawało się,
że ich relacja stopniowo zaczęła ulegać zmianie, gdy król
ogłosił zaręczyny pary. Doskonale pamiętała tamtą ucztę. Był
to czternasty dzień jej imienia. Chłopiec uśmiechnął się wtedy
z lekkim smutkiem i rezygnacją, ale także tęsknotą. Wyznał
Kathryn, iż spodziewał się takiego obrotu spraw. Urodził się on
bowiem jednym z książąt niewielkiego, sąsiadującego z Velfarenem
państewka, któremu mimo potencjału i wielu surowców nie było
jeszcze dane zbudować własnego imperium. Ojciec księcia –
Adelbert Castel od kilku już lat ubiegał się o rękę Kathryn dla
swojego syna i wynik tych negocjacji w końcu okazał się dla niego
pomyślny... Archer miał od początku świadomość tej sytuacji,
lecz nie wspomniał o niej przyjaciółce bojąc się, że ta zacznie
spoglądać na niego inaczej. Dla niego również ważna była ich
przyjaźń.
Królewna
co prawda praktycznie nie mogła przeciwstawić się decyzji ojca o
jej małżeństwie, mogła jednak spróbować stawić opór... Mimo
wszystko ostatecznie postanowiła nie tworzyć trudności. Poniekąd
cieszyła ją perspektywa pojęcia przyjaciela za męża, była
bowiem już w tak młodym wieku zmęczona życiem i patrzyła na tę
sprawę boleśnie praktycznie. Obawiała się dnia, w którym
zostanie jej przedstawiony narzeczony. Bała się, że okazałby się
nim nieznajomy, z którym nie zdołałaby nawiązać porozumienia.
Być może nawet miałby ją w pogardzie po bliższym zapoznaniu.
Wiedziała, że dla korzyści politycznych ojciec byłby w stanie
oddać ją bodaj w ręce tyrana. Jaką ulgę poczuła dowiedziawszy
się, iż ma być inaczej. Toż miał to być Archer! O żadnej
miłości między nimi nie było mowy, jednak wierzyła, że żaden
to problem. Jako, iż łączyła ich przyjaźń, na pewno mieli dojść
do wspólnego porozumienia i współżyć razem spokojnie, w zgodzie.
Podzielał on wiele jej opinii o prowadzeniu królestwa,
prawdopodobnym więc mogło okazać się odbudowanie świetności
Velfarenu, a także rozwinięcie potencjału Premeysinu, aby stał się znakomitym, sojuszniczym krajem! Młoda Kathryn nie
potrafiła sobie wyobrazić pomyślniejszego losu.
Nie
przewidziała jednak jednego. Ludzie ulegają zmianom i choć jej
poglądy oraz uczucia nie zmieniły się, ostatecznie okazało się,
że z Archerem sprawa miała się inaczej. Z czasem bardzo się
poróżnili. Nie rozumiała zachowania swojego narzeczonego, jedno
jedynie wydawało się pewne – przyszedł moment, gdy przestała
wystarczać księciu. Zdawał się chcieć czegoś innego niż ona,
czegoś więcej. Była również pewna, że mierzył się z
niewiarygodnymi kłopotami, zaobserwowała bowiem jego strapienie.
Jednak nie byli już dziećmi – Archer nie pragnął się jej
zwierzać ani poprosić o pomoc. A przecież mieli spędzić razem
życie władając wspólnie dwoma państwami! Z czasem książę stał
się w oczach królewny równy wszystkim innym dworzanom. Nie
wspierał już narzeczonej, a jej dziwactwa, które kiedyś
nieskrępowanie chwalił, zdawały się być mu obrzydliwe.
Brązowowłosa nie potrafiła zmienić jego nastawienia, sprawić,
aby chciał szczerze z nią porozmawiać. Wymieniali między sobą
już tylko oskarżenia, nie ciepłe słowa. W głębi serca
dziewczyna jednak nie potrafiła nie uważać chłopca za swego
pierwszego, jedynego przyjaciela. Wciąż miała nadzieję, że zdoła
pobudzić w jego wnętrzu duszę tego dziecka, które niegdyś
poznała.
- Córko
moja, cokolwiek los ci przyniesie, jedynym co zrobić możesz jest
jasne i pełne rozmysłu spojrzenie w przyszłość – po chwili
milczenia odezwał się Mędrzec. Jego głos zdawał się odrobinę
przygaszony. Mówił współczująco, lecz ze smutkiem. - Wiesz już,
jaki los przypadł ci w udziale. W tej sprawie niestety mocy nie mam,
by ci pomóc. Czy książę Castel odwrócić się zdoła od drogi,
którą kroczy, rzec nie potrafię... Stać przy twym boku będę
zawsze, jakiej decyzji podjąć nie zechcesz. Prosić cię chcę
jedynie, byś pomna była na moje nauki i każdy wybór podjęła w
zgodzie ze swym umysłem. Wsłuchuj się w siebie i pozwól intuicji cię poprowadzić. Nigdy jej nie zagłuszaj... Do zamku wracać
już winnaś, by kłopotów uniknąć. Nazajutrz dokończymy lekcję
fechtunku.
- Tak
jest, mój Mistrzu... Dzięki ci wielkie za twe słowa. Jam jest
teraz spokojniejsza – jej głos zadrżał lekko, lecz uśmiechnęła
się do niego promiennie i ucałowała z wdzięcznością jego
policzek. Odłożyła miecz starca na miejsce, w którym leżał
wcześniej, po czym ruszyła w stronę leśnej gęstwiny. - Bywaj i
czekaj mnie nazajutrz! - zawołała na pożegnanie, machając do
niego jeszcze, a zaraz potem zniknęła między smukłymi drzewami.
- Bywaj,
moje biedne Dziecko, moja Emeraldo... Beznadziejny starzec, serca
powiedzieć ci wciąż nie mam. Ścieżka tego młodzieńca nie tak
ciemna, jako myślisz, bowiem ona... Ona jest znacznie podlejszą
jeszcze. Już niebawem przekonasz się... Obyś miała wtedy dość
siły i przytomności umysłu, by taki koniec, jako twoją matkę cię
nie spotkał. Oby nie zawiodły cię me nauki... - wyszeptał stary
mężczyzna tak cicho, iż nikt prócz drzew i najbliższych zwierząt
skrytych w swych norach nie mógł go usłyszeć. Przytrzymał swój
kapelusz, nagle poderwany mocnym porywem wiatru i spojrzał w niebo,
tonąc w rozważaniach o przyszłości.
Czyli jednak narzeczeni z przymusu tak jak to zawsze w takich czasach, i z tego co widzę będzie jeszcze gorzej w tych relacjach...
OdpowiedzUsuń