Terminarz rozdziałów

Broadminded Island, rozdział 3, część 2 - DOSTĘPNA, dalsze rozdziały w przygotowaniu
Dzieje Emeraldy, rozdział 4 - w przygotowaniu

O.Z.S.M. Dywizja V (publikowana na blogu Blue Neko) - w przygotowaniu

Kolejne rozdziały w przygotowaniu :)

Nowa seria już wkrótce...

Nowa seria już wkrótce...

poniedziałek, 8 października 2018

Dzieje Emeraldy ~ Rozdział 2 (część I)

Z podziękowaniami dla Milki i Arisu-Lajon, dzięki którym nareszcie pokonałam kolejną barierę twórczą. Ten rozdział jest dla Was. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Z miłością,
Consti

Dzieje Emeraldy
Rozdział 2: Rozterki serca (cz. I)


- Nie ma czasu, nie ma czasu. Ty wiesz, Córko, że pośpiechu nie znoszę, lecz rady na to nie ma... Ukaż mi proszę, coś ostatnio czyniła – podjął w końcu starzec po wymianie kilku grzeczności.
- Tak jest, Mistrzu – odparła Kathryn z szacunkiem. Ku jej frustracji ich wspólne spotkania częstokroć przebiegały bardzo szybko, tajemnica musiała jednak pozostać zachowana za wszelką cenę. Skupiła się więc prędko – pozwoliła, aby otoczył ją delikatny wiatr, którego najmniejsze poruszenia mogła teraz dostrzec. Przymknęła powieki i rozłożyła odrobinę ramiona, kierując wnętrze dłoni w stronę ziemi. Moc drzemiąca w jej głębi zdawała się być przerażonym ptakiem w klatce, wyrywającym się w stronę wolności. Tak tłamszona, zmuszona do ciągłego utajenia, nie mogąca żyć swą pełnią... Nie mogła jednak klatki tej zwyczajnie otworzyć. Wszystkie emocje płonące w sercu... Wszystkie wewnętrzne bodźce musiała wyciszyć. Pozwoliła swoim uszom usłyszeć lepiej, dalej, prędzej, wsłuchać się najuważniej w szepty drzew i jeszcze, jeszcze dalej, w szum leśnego strumyka. Im bardziej zanurzała się w cudownej ciszy, tym więcej odczuwała mocy kłębiącej się wokół w każdej roślinie, przesycającej wodę i krążącej wokół skrywających się przed ludzkim wzrokiem zwierząt. I dopiero w chwili, gdy jej umysł stał się spokojny, nieruchomy niczym powierzchnia maleńkiego jeziora o brzasku, dopiero wtedy otworzyła ponownie oczy. Rozbłysły nasyconą, szmaragdową barwą znacznie mocniej, niż wcześniej. Inaczej niż kiedykolwiek mogłyby błyszczeć oczy człowieka. Królewna stanęła bokiem do swego towarzysza, skierowując dłonie przed siebie i unosząc ramiona.
- Cardh calad! - przemówiła pewnie, a wtedy z jej palców i wewnętrznych stron dłoni na kilka metrów w przód błyskawicznie wybiła ogromna struga oślepiającego, czystego światła.
- Pel-cala! - rzekła, spoglądając z zacięciem na ogromne, wiekowe drzewo... I na drugie, następnie trzecie, a potem jeszcze inne. Wielki promień poruszając się, jakby był żywą istotą, niczym wstęga okrążył spiralą każde z nich od korzeni po koronę w ciągu sekundy, przechodząc do każdego kolejnego drzewa po okrążeniu całkowitej wysokości poprzedniego. A szybkość owego światła nie ustępowała niczym wzrokowi dziewczyny, przemykającemu zwinnie przez gęstwinę.
- Hwinia-calad! - zawołała po raz kolejny, w tym samym momencie przemieniając świetlistą strugę w wielki, świetlny wir wprowadzający powietrze we drżenie, wyczuwalnie podwyższający ciśnienie w całej okolicy. Wir ten nie uszkodził jednak żadnej rośliny – prowadzony przez czujne, zielone spojrzenie wymijał w pędzie każdą przeszkodę na swej drodze. Zasięg wiru wciąż się wydłużał, a jego wymiary nieustannie zmieniały na potrzeby manewrów. Stawał się również coraz szybszy. Wkrótce dostrzeżenie go przez człowieka nieużywającego magii byłoby niemal niemożliwe.
- Rinc talaf! - krzyknęła, a wtedy ziemia rozstąpiła się przed nią tworząc szeroki i cienki, lecz głęboki wyłom. Światło w tym czasie wciąż rozrastało się dalej. Stopniowo widoczne stało się zmęczenie Kathryn, która wciąż bacząc na ruch wiru próbowała skupić się na kolejnym zaklęciu. Odrobinę już dysząc rozszerzyła wyrwę w ziemi, a szmaragd w jej spojrzeniu jeszcze się wzmocnił.
  Uszy dziewczyny zaczęły odrobinę się wydłużać, by w końcu ukazać delikatnie zaznaczone końce. Manipulowanie wirem stawało się bardzo trudne. Zacisnęła z determinacją usta, kiedy nagle dostrzegła kątem oka poruszenie tuż przy swoim boku...
- Tulco!!! - wymknęło się z jej ust. Wymierzony w nią atak ogniowymi pociskami w większości został powstrzymany przez ogromną ścianę grubego bluszczu błyszczącego szmaragdowym blaskiem. Podpierały ją zdumiewająco solidne filary z krzewów. Wokół czarodziejki powstała barwna, kwiecista kopuła przypominająca altanę. Zaklęcie ochroniło ją przed kilkoma atakami, których nie zdołała odgrodzić od siebie ścianą.
  Dysząc już ciężko spojrzała w stronę przywołanego przez siebie światła. Pragnęła podtrzymać je w oddali, gdyż przez dystans nie zdążyłaby się nim osłonić, a na pewno zniszczyłaby część lasu... Ujrzała jednak jedynie milczące drzewa. W chwili nagłego rzucania czarów defensywnych blask rozpłynął się w powietrzu. Z lekkim rozczarowaniem opuściła więc ręce i wyprostowała się.
- Gwa-talaf – mruknęła, zerkając szybko na rozdzielone przez nią podłoże. Natychmiast zrosło się ze sobą, jakby działające na nie zaklęcie nigdy nie miało miejsca. Zaraz potem blask w oczach brązowowłosej przygasł, a jej uszy powróciły do zwykłego kształtu. - Zaprawdę trudno jest stawić ci czoło w magicznym kunszcie – skwitowała krótko, obrzucając jeszcze wzrokiem nadpalony bluszcz.
- Zbytnio jesteś skromna – odparł z łagodnym uśmiechem. - Świetlistość tak ogromna małą armię pokonać by mogła, a twa szybkość, kontrola ruchu i zasięg polepszyły się znacznie. Jednoczesne rzucenie czarów kilku trudne jest niezwykle, lecz zaczynasz to opanowywać... Zastrzeżenie mam jedynie, żeś zbyt do słów przywiązana. Wiele energii przeznaczasz na frazy, to dobrze, zjawiska nazywać należy, lecz i cisza potrzebna jest niezwykle. Rozproszenie zbędne, a i dla wroga wskazówką bywają...
- Tak, Mistrzu... Wiele jeszcze nauczyć się muszę, skupienie wciąż trudnością jest dla mnie – odpowiedziała królewna ze smutkiem, zaciskając odrobinę usta. Wbrew sobie poczuła zniecierpliwienie. Tak długo kształtowała swe zdolności, a wciąż tak daleko swego celu się znajdowała...
- Czynisz postępy, Półelfia Córko Lasu. Nie wątp w to nigdy, ni w wielkiej Aldany Umbar dziedzictwo – upomniał ją srogo mędrzec. - Tyś jest potomkinią ostatniej elfiej królowej w tych krainach, bezmyślny głupiec tego nie zmieni. Nawet jeśli jest twym rodzicielem – przechylił głowę, patrząc na nią uważnie. Wiedział doskonale, jakie dylematy ją dręczyły. - Twa krew nie winna być powodem do wstydu, lecz dumy. Przeznaczono cię dla dokonań wielkich, z tego właśnie powodu narodziłaś się półkrwi – podszedł do niej powoli, po czym delikatnie podniósł jej odrobinę pochyloną głowę do góry. - Patrzaj przed siebie z godnością. Pochodzisz od przewspaniałego rodu elfów, a także wspaniałego rodu ludzi, nawet jeśli zbłądził. Gdy patrzę na ciebie to właśnie widzę... Jeśli ktokolwiek pośród nas potrafi połączyć oba światy, tyś jest jedyną mogącą tego dokonać.
- Dziękuję, Mistrzu... - odparła z lekkim zakłopotaniem, po czym uśmiechnęła się smutno. Wiedziała, że będzie musiała dokonać w swoim życiu wielu wyborów i podjąć różne działania... Problemem było, iż wciąż nie czuła pewności o możliwości osiągnięcia swych zamierzeń.
  Domyślała się, że takie rozważania są głupotą. Życie całe polegało przecież na niepewności. Nigdy nie miała otrzymać od świata czegoś odwrotnego.
- Dobrze więc, śpieszno nam dziś, przejdźmy zatem do sztuki miecza – starzec stanął w miejscu rzadziej obrośniętym drzewami, gdzie można było ujrzeć trochę płaskiego terenu, po czym wyciągnął solidny, stary miecz z ukrytej między fałdami szaty, przytroczonej do pasa pochwy. Oparł swą laskę o drzewo, a następnie stanął z szeroko rozstawionymi nogami i rozluźnionym ciałem, trzymając broń nisko. Na jego twarzy pojawił się wyraz oczekiwania... Kathryn z pewnym trudem zmusiła się do prędkiego skupienia. Zazwyczaj to właśnie ona musiała atakować jako pierwsza podczas treningów. Zdecydowanie tego nie lubiła, jednak wiedziała, iż jej Mistrz z rozwagą wybierał właśnie taką strategię walki. Chwyciła więc jeden z leżących na trawie zapasowych mieczy swojego nauczyciela i wziąwszy głęboki wdech zaszarżowała naprzód. Błyskawicznie wyprowadziła uderzenie z góry, lecz mężczyzna sparował je. Zablokowała cios przeciwnika w sekundę, po czym wycofała się z gracją. Przez chwilę stali, jakby szacując się nawzajem. W końcu królewna przeszła do przodu i wyprowadziła kolejne uderzenie. Jej mowa ciała zdradzała, iż miecz siec będzie w lewo, jednak w ostatniej chwili ułożenie nóg dziewczyny zmieniło się – broń przesunęła się gwałtownym, zgrabnym łukiem w prawą stronę. Starzec obronił się z wyraźnym opóźnieniem, lecz wprawnie zmienił gardę, przekuwając obronę w kontratak. Kathryn przesunęła oręż w dłoni w sposób, który spowodował przesunięcie uzbrojenia przeciwnika w dół po płazie. Następnie lekko odepchnęła ostrze jelcem, wycofując się na bezpieczniejszą odległość. Coraz częściej zdarzało się, że pojedynki tej dwójki miały wyrównany charakter. Również i w tym przypadku tak to wyglądało. Zadawali sobie ciosy, parowali je, po czym wycofywali się odrobinę – żadne nie było w stanie zranić drugiego. Dziewczyna zaś z całych sił pragnęła skupić się na treningu, jednak wciąż obecne w umyśle strapienia sprawiły, że jej myślami nagle zawładnęło wspomnienie...

  Szmaragdowooka dziewczynka stała na zamkowym placu ćwiczebnym z drewnianym mieczem w ręce. Była to jedenastoletnia królewna Kathryn. Dworzanie na uboczu z konsternacją obserwowali jej zapamiętałe ataki kierowane przeciw kukłom treningowym.
- To naprzeciw naturze – szepnął ktoś konfidencjonalnie.
- Nasz król żelazną ręką trzyma lud swój, lecz tak nieodpowiednio wychowywać niewinnej królewny się nie godzi... - rzekł ktoś inny.
- Król nic tu do powiedzenia nie miał. Dziewczyna sama zażądała ćwiczeń. Słyszałem dziś, jako król narzekał na ten stan rzeczy przy uczcie – odparł oburzony szlachcic. Mała półelfka czuła na sobie potępiające spojrzenia, otaczające ją zewsząd. Uniosła więc dumnie głowę, kontynuując swe poczynania z większą jeszcze zaciekłością. Wtem poczuła, że ktoś stoi u jej boku.
  Był to równy jej wiekiem, blondwłosy książę...
 
 

Inni przeczytali także: 

      ❧ Dzieje Emeraldy ~ Rozdział 2 (część II)

      ❧ Broadminded Island ~ Prolog

 
 
 

2 komentarze:

  1. Hmmm, ten dopisek w nawiasie o mieczu chyba nie był konieczny raczej każdy by się domyślił czemu nie wzięła ze sobą miecza, plus jest księżniczką i nawet nie wiemy ze ma własny miecz.

    Tak dla pewności się zapytam, ten sensei jest człowiekiem czy elfem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, tak myślisz?... Możesz mieć rację. Zedytuję to ^-^

      A na to już prywatnie odpowiem, żeby nie robić większych spoilerów XD

      Usuń

Zawsze czekam na Twoje opinie <3