Terminarz rozdziałów

Broadminded Island, rozdział 3, część 2 - DOSTĘPNA, dalsze rozdziały w przygotowaniu
Dzieje Emeraldy, rozdział 4 - w przygotowaniu

O.Z.S.M. Dywizja V (publikowana na blogu Blue Neko) - w przygotowaniu

Kolejne rozdziały w przygotowaniu :)

Nowa seria już wkrótce...

Nowa seria już wkrótce...

środa, 19 lutego 2020

Broadminded Island ~ Rozdział 2 (część II)

Broadminded Island:
Poznać


Rozdział 2: Ułuda codzienności (cz. II)

***
- Co teraz masz? - dopytała blondwłosa stojąc z siostrą na korytarzu Broadminded High School. Sybil już dawno z nimi nie było. Poszła swoją drogą, ledwo przekroczyły drzwi szkoły. Nie lubiła być z nimi widziana. Zdawała się wręcz nimi... Brzydzić. Dla dziewczyn owo zachowanie było niepojęte, lecz Sarah nie robiła zbyt wiele, aby sprowadzić Syb do pionu.
- Geografię – Kate bardzo lubiła ten przedmiot. Dzięki niemu mogła chociaż odrobinę przybliżyć się do tego, jaki był świat przed Wielką Zmianą. Wszystko wyglądało wtedy inaczej, a nie było to przecież tak dawno. Stary Świat fascynował ją, przyciągał dziwnie. Od czasu katastrofy geografia stała się zresztą wyjątkowo ważna dla szkolnictwa całej Ziemi. Katherine zastanawiała się, jak nauczanie tego przedmiotu musiało wyglądać wcześniej, nim struktura świata się zmieniła.
   We dwie porozmawiały chwilę na ten temat, po czym zadzwonił dzwonek i rozeszły się do swoich klas. Amelie udała się na specjalne warsztaty scenograficzne w ramach zajęć ze sztuki, więc Kate wiedziała, że od teraz przez kilka godzin nie będzie z nią żadnego kontaktu. Miała nadzieję, że jej dwie najlepsze przyjaciółki dziś przyszły. Nie widziała ich na korytarzu, ale możliwe, że dotarły wcześniej i siedziały już w sali na pogaduchach.
   Katherine weszła do sali, rozglądając się i faktycznie zobaczyła dziewczyny na miejscach. Już unosiła rękę, kiedy obie z przestraszoną miną położyły palec na ustach w tym samym momencie. W innych okolicznościach roześmiałaby się na ten widok, jednak szybko dostrzegła, w czym rzecz. Ktoś rozwścieczył od rana panią profesor...
- Dalej, Ted, powiedz nam ile było kontynentów przed Wielką Zmianą. Dalej, poradzisz sobie, to pytanie z podstawówki. Rozbudzisz się przy okazji – poganiała ze złośliwym uśmieszkiem.
- Eeeeee, czteee... Ry? - rzucił niepewnie. Klasa wybuchła śmiechem, a w międzyczasie Kate z kilkoma innymi uczniami dyskretnie przekradła się na swoje miejsce. W końcu usiadła w swojej ławce zaraz przed przyjaciółkami.
- Niestety, nawet nie byłeś blisko. Sześć, Ted, sześć. Albo siedem. Zależy, czy rozpatrujemy Europę i Azję razem czy osobno. No dobrze, to w takim razie mi powiedz, ile kontynentów mamy dzisiaj.
   Chłopak znany jako Ted widocznie zmłemł w ustach przekleństwo.
- Nie wiem, pani, nie wiem! Trzydzieści?
- Trzynaście, nawet się nie starasz! Data odkrycia Atagauy, raz raz.
- Wie pani, że przecież nie odpowiem – rzucił z rezygnacją. - Dwa tysiące dwudziesty?
- Dwa tysiące dwudziesty ósmy. Dobra, będzie tego. Masz jedynkę. Idź do sekretarki po kawę, a potem wracaj i nie śpij mi już tu. A jak śpisz to przynajmniej nie chrap – znów rozległy się śmiechy. - Poziom twojego nieuctwa jest nie do zniesienia. Może chociaż trochę ci pomoże ta kofeina, chociaż na to bym specjalnie nie liczyła. 
  Kiedy zirytowany chłopak wyszedł z sali, na ramieniu Kate wylądowało kilka mahoniowych loków. To przyjaciółka, Rebecca wychyliła się w jej stronę.
- Tym razem przegiął – szepnęła konfidencjonalnie do ucha Katherine. - Wszedł do klasy wcześniej i zaczął kimać jeszcze nim lekcja się zaczęła. Zachrapał tak głośno, strasznie chrapliwie tak, idealnie w momencie jak mówiła "dzień dobry"...
- Uspokój się, Reb, zaraz tobie też się dostanie! - szepnęła z naciskiem druga dziewczyna, potrząsając blond włosami. Nie miały takiego żywego koloru pszenicy jak włosy Amelie. Te były tak jasne, że zdawały się niemal białe. Była to Danielle, siostra Rebekki.
  W międzyczasie Kate zasłoniła sobie usta dłonią, żeby nie zaśmiać się z sytuacji opisanej przez Reb. Chcąc nie chcąc dokładnie ją sobie wyobraziła.
- Dzięki za wyjaśnienie, Reb – mruknęła z trudem, wyraźnie hamując chichot. - Ale Dan ma rację, wyprostuj się. Profesorka na nas patrzy...
***
   Tymczasem Sarah stanęła przed drzwiami luksusowej willi na sąsiednim osiedlu i zadzwoniła do drzwi. Otworzyły się po chwili.
- Sarah... - wymsknęło się z zaskoczeniem niskiej kobiecie w tym samym wieku. Na głowie miała burzę ciemnobrązowych loków. Jej ciemne oczy wpatrzyły się z niebotycznym zdumieniem w nowo przybyłą. - Nie spodziewałam się tu ciebie...
- Wybacz mi, Brónach, wybacz mi wszystko i przebacz, że przychodzę tu tylko po to aby o pomoc poprosić... - zaczęła szybko matka dziewczyn. Nie potrafiła dłużej udawać, że nie jest poruszona. Nie przed nią, swoją najdawniejszą przyjaciółką. Brónach z niepokojem zmarszczyła brwi.
- Twoja moc jest tak duża. Wiem, że proszę o wiele, ale błagam, pomóż dziewczynkom...
- Co się stało...?
- To się zaczyna, Brónach! To znaczy, już od dawna widziałam, że się zaczyna... Myślałam, łudziłam się, że to minie. Ale jest coraz gorzej. Widzę to i nie wiem co zrobić! Katherine krzyczy po nocach, zachowuje się dziwnie. Amelie zdaje się czasem nieobecna, jakby wchodziła w transy. Boję się myśleć, co widzi. O Sybil nawet nie mogę wspomnieć, od zawsze mnie przeraża, a to narasta... ! Zaraz zaczną cierpieć na bóle, widzę znaki. Potrzebuję to zatrzymać! Muszę im pomóc... - patrzyła z desperacką nadzieją na rozmówczynię, ale rysy ciemnowłosej stwardniały. Zaniepokojenie w jej oczach zniknęło, ustępując miejsca czemuś na kształt gniewu.
- Sarah. Wiesz, że zrobiłabym dla ciebie prawie wszystko. Jesteś moją przyjaciółką i królową. Mam pragnienie, przywilej i obowiązek pomagać ci, służyć. I pomogłabym ze wszystkim oprócz tego. Tego nie da się powstrzymać i dobrze o tym wiesz. Można jedynie odsunąć w czasie nieuniknione. I z tym ci nie pomogę! Nie dam się wciągnąć w tę sprawę, nie wezmę tej odpowiedzialności za zło, które wyrządzasz! Wiem, że się boisz. Wiem, jak dużo przeszłaś. Wciąż staram się zrozumieć, jak bardzo każdego dnia boli cię utrata Charlesa. Ale niezależnie od twojego cierpienia, do tego nie masz prawa!
- Brónach...
- Nie skończyłam! Tym właśnie wszyscy jesteśmy, tego nie wymażesz... Nawet nie wiesz co się dzieje w Zgromadzeniu. Bezkrólewie nie może ciągle trwać. Nadszedł czas na nową władzę, więc jej szukamy. Wszyscy, wobec których istniało chociaż najmniejsze prawdopodobieństwo... Wszyscy stanęli przed Wyrocznią. Nikogo nie wybrała, Sarah. Wiesz co to znaczy.
- Nie... - w oczach Sarah stanęły łzy.
- Sprawdziliśmy wszystkie rody, poza twoim. Najwyższa pora się z tym pogodzić. Twoje córki są nie tylko Magicznymi, mają jeszcze wyższe powołanie. A przeznaczenie upomina się o swoje! Nie ukryjesz się przed nim. Nie pokonasz go! Wyrządzasz im tylko krzywdę, ogromną krzywdę! To się musi skończyć.
- Nie mogę na to pozwolić, nie mogę ich stracić...!
- Ten wybór nie należy do ciebie. Nic nie możesz z tym zrobić. I dopóki tego nie zrozumiesz, księżniczki będą cierpieć – odparła z rezygnacją.
- Nie nazywaj ich w ten sposób. To wszystko zupełnie ich nie dotyczy.
  Na twarzy Brónach pojawiła się wręcz wściekłość, mimo że i jej oczy się zaszkliły.
- Oscail do shúile!!!
  Zaraz potem drzwi zatrzasnęły się i Sarah wiedziała, że ponownie się nie otworzą. Pozostało jej tylko odejść, bez nadziei.
***
 
 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zawsze czekam na Twoje opinie <3