Broadminded
Island:
Poznać
Rozdział
2: Ułuda codzienności (cz. I)
Kate
stała na progu swojego domu, niezdolna się odezwać. Mimochodem
zauważyła, że nie była jedyną osobą, którą zmroziło.
Pozornie niewinne słowa ich siostry uderzyły również Amelie.
Miała ona duże pojęcie o scenach śniących się młodszej
dziewczynie, bez trudu zrozumiała więc jej obecny szok. Katherine
była przekonana, że przestraszone wahanie blondwłosej nie mogło
być jej wymysłem, nawet jeśli po chwili się opanowała. Doskonale
wiedziała, co widzi. Większa część jej umysłu skupiła się
jednak na Sybil.
-
A, świetnie, świetnie, bardzo dziękuję za twoje zainteresowanie,
Syb. Przypływ akurat był łagodny, bardzo odprężająca atmosfera
o poranku – odpowiedziała po dłuższej chwili, zmuszając się do
przybrania podobnie niedbałego tonu. Złośliwy uśmiech
czarnowłosej, który zdążył zakwitnąć na jej twarzy w reakcji
na milczenie sióstr, zgasł niczym gwałtownie zdmuchnięty płomień
świecy. Kate nieco wbrew sobie poczuła sporą satysfakcję, nie
minęło jednak wiele czasu, nim jej siostra odezwała się ponownie.
-
To super, K a t e. Powinnaś się tym cieszyć, dopóki masz taką
możliwość – rozmówczyni ze wściekłością odwróciła wzrok,
wcześniej jednak dorzuciła zjadliwie te słowa. Uwagę w wymowie
Sybil zwracał sposób, w jaki wymawiała imię bliźniaczki,
ponieważ niemal zawsze zdawała się cedzić je przez zęby.
Brązowowłosa zbladła,
a w jej oczach pojawiły się iskry wściekłości. Niewiele myśląc,
ruszyła do przodu w stronę brunetki... Powstrzymała ją jednak
czyjaś ręka. Amelie.
-
Spokojnie, Kate – wyszeptała jej stanowczo do ucha. Katherine
doskonale rozpoznała ten ton, mimo że rzadko miała okazję go
słyszeć. Był to Ton Prawdziwej Starszej Siostry. Nie zamierzała
jednak się pod nim ugiąć.
-
Do jasnej cholery, Am, przecież dobrze wiesz, że... ! - odszepnęła
z oburzeniem. Sama nie do końca wiedziała, co chciała powiedzieć.
Jednak wiedziała, że bliźniaczka usiłowała jej grozić! Nie
mogła tak tego zostawić.
-
Powiedziałam. Już dość. Nie dawaj jej tej satysfakcji... Nie
zbliżaj się tam. Odpuść, Kate – odparła cicho blondynka, wciąż
tym samym głosem, po czym lekko się odsunęła. Dzięki temu
dziewczyna zobaczyła w końcu twarz Amelie i ujrzała, że w jej
oczach również płonie ogień. Jednak lęk i pragnienie ochronienia
rodziny były silniejsze. Ten widok wpłynął na brązowowłosą na
tyle, że postanowiła posłuchać siostry. Zmusiła się do
pozornego rozluźnienia.
-
Ale nuda... - prychnęła Sybil pod nosem, dostrzegając brak szumnej
odpowiedzi na swoją prowokację, zdawała się jednak jednocześnie
dość zadowolona, że udało jej się wyprowadzić dziewczyny z
równowagi.
W
tym momencie z kuchni wyszła ich matka.
-
Kate! Na litość boską, gdzieś ty była... ! - wykrzyknęła
doroślejsza wersja Amelie z takimi samymi blond włosami i zielonymi
oczami. Przybiegła do swojej "zaginionej" córki i
przytuliła ją bardzo mocno. - Katherine, nie masz pojęcia, jak się
bałam... Nie powinnyście mi tego robić, żadna z was! Nigdy więcej
mi tego nie rób, nigdy... ! - zdawało się, że kobieta chciała
jeszcze coś dodać, jednak w ostatniej chwili powstrzymała się.
Jej głos drżał z emocji i bardzo widocznym było, że z ledwością
powstrzymywała płacz.
-
Maamo... - odburknęła Kate, zmieszana. Nie potrafiła zrozumieć,
skąd u jej matki tak paniczna reakcja. Na Boga, poszła tylko na
spacer! Jak bardzo nadwrażliwym można być?! Z drugiej strony nie
mogła odeprzeć wrażenia, że to dziwne zachowanie nie jest tak
bezzasadne, jak mogło wydawać się na pozór.
Dręczyło ją
uczucie, iż wciąż brakuje tutaj najważniejszych informacji,
dzięki którym mogłaby rozwiązać tę pokręconą zagadkę, w
którą przemieniało się wszystko wokół niej. Dlaczego Sarah tak
bardzo się bała? Ten strach widocznie się nasilał. Co go
wywoływało? Jak długo to trwało? Jak temu zaradzić? O co tutaj
chodzi? Błagam, myślała Kate, niech ktoś mi powie, o co tutaj
chodzi...
***
Wspólne śniadanie
upływało im w milczeniu. Dziewczyny trzymały się na dystans od
Sybil. Żadne kolejne słowa między nimi nie padły, mimo że
czarnowłosa zdecydowanie wyglądała na skorą do negatywnej
dyskusji. Matka wciąż była wytrącona z równowagi... Kate już od
jakiegoś czasu wyglądało to na zaburzenia kompulsywne. Przyglądała
się bacznie rodzicielce z zastanowieniem, za to Amelie z troską
przyglądała się Kate. Atmosfera była naprawdę dziwna. Katherine
miała ochotę unieść widelec w górę, spróbować ją przekroić
i zobaczyć, co się stanie.
Nadal
nie wiedziała co myśleć. Jakże by miało być inaczej, w końcu
nie posiadała informacji potrzebnych do zrozumienia czegokolwiek.
Żadna z dziewczyn ich nie posiadała i tego Kate była pewna.
Inaczej miała się sprawa z ich matką. Ona na pewno wiedziała coś.
Jak na dłoni trzymała wszystkie odpowiedzi. Odpowiedzi, którymi
nie zamierzała się podzielić. To również było dla brązowowłosej
jasne.
Znała
Sarah dobrze, była jej córką. Wiedziała więc, że nalegając
może ją zranić, rozgniewać, przestraszyć, ale i tak nie
wyciągnie z niej niczego... Jej widelec z rezygnacją opadł
bezwładnie na talerz z brzękiem i pacnął w jajecznicę.
***
Leżała wyciągnięta
bezwładnie na łóżku z wzrokiem wbitym w sufit i słuchawkami w
uszach.
- Ignorancja to twój nowy najlepszy przyjaciel,
ignorancja to twój nowy najlepszy przyjaciel...! - śpiewała,
pokrzykując szeptem do muzyki.
Rozległo się pukanie do drzwi
jej pokoju.
No oczywiście, że tak.
- Właź – zawołała
na głos, niechętnie przerywając swój trans szeptanego śpiewu,
lecz nie zmieniła pozycji ani trochę. Wróciła do słów piosenki
jeszcze nim Amelie zamknęła za sobą drzwi.
- Prawie nic nie
zjadłaś – zaczęła blondwłosa z wahaniem.
- Zaskoczę cię,
jakoś nie miałam apetytu – odrzekła Kate z pół ironicznym, pół
smutnym uśmiechem, przerywając na chwilę tekst. Zaraz po
skończeniu zdania płynnie wróciła
do piosenki. Jej wypowiedzi były jedynie przerywnikiem dla obecnego
zajęcia.
Amelie patrzyła na nią
w milczeniu.
-
Nie jestem tym dzieciakiem z twoich
wspomnień, teraz mogę sama się o siebie zatroszczyć –
zaśpiewała głośniej, dźwięczniej. Potem umilkła, wciąż
wgapiając się w sufit. Jej twarz przybrała jeszcze bardziej ponury
wyraz.
- Ona tego nie rozumie, co nie? - mruknęła smutno,
nawiązując do tekstu piosenki. Akurat ta fraza jej tam pasowała.
Am milczała moment.
-
Myślisz, że wie? - zapytała, powoli siadając obok niej na łóżku.
W odpowiedzi Katherine jedynie spojrzała na nią z politowaniem.
-
No tak – podsumowała cicho starsza siostra. Kate pokiwała głową.
-
Gdyby nic nie wiedziała, nie bałaby się własnego cienia. Nie
ignorowałaby tych wszystkich chorych rzeczy, które się tu dzieją.
To nie jest tylko kwestia śmierci taty... - dodała, tak samo cicho.
-
Co zrobimy? - szepnęła Amelie.
- Nie wiem – odszepnęła
ledwo słyszalnie Katherine. Nie wiem, Am.
***
Następnego dnia
wyszykowały się rankiem do szkoły. Kate wyjątkowo zrobiła sobie
makijaż. Po kolejnym koszmarze wyglądała okropnie. Zdawała się
tracić całą energię przez senne majaki, jakby ją z niej
wysysały.
Zaraz
przed wyjściem wszystkie trzy zakaszlały mocno, kładąc dłoń na
gardle. Coś zadrapało je bardzo mocno, w tej samej sekundzie.
Wychodząc, Kate natrafiła na przerażone spojrzenie swojej matki, a
przerażenie to wynikało ze zrozumienia. Co jest tak bardzo złe, że
się tak zachowujesz? - pomyślała. Po prostu w końcu nam powiedz.
Zrób to do cholery. Zrób to.
- Zaraz po zajęciach
wracajcie prosto do domu – nakazała Sarah, ze spuszczoną głową
stojąc przy drzwiach. Amelie się zawahała.
- Hm, mamo, umówiłam
się na dziś po szkole na ważne spotkanie z dziewczynami z
drużyny...
-
Prosto do domu – powtórzyła matka twardym głosem.
Zamrugały zszokowane. Nawet Sybil rozszerzyła oczy ze zdumienia, a
zazwyczaj przecież nic jej nie obchodziło. To było do mamy niepodobne.
-
D-dobrze, mamo... - odparła po chwili wytrącona z równowagi Am.
Wydawała się zastraszona i Katherine nie dziwiła jej się. Też
się tak czuła.
***