Dzieje
Emeraldy
Rozdział
1: Zamieszki (cz. I)
Spokój
w uliczce przerwało zamieszanie. Królewska karoca mijała właśnie
jedną z dzielnic biedoty, gdy kilkoro mężczyzn z pogrzebaczami w
dłoniach rzuciło się na drogę.
- Odsuń
się od okna, Kathryn! - krzyknął zaniepokojony książę, szybko
przysuwając towarzyszącą mu królewnę do siebie. Zdawała się
ledwo zwracać na niego uwagę. Pozwoliła mu się dotknąć, ale
pozornie niewzruszenie patrzyła przy tym na scenę rozgrywającą
się za oknem. Wyglądało na to, iż okoliczna ludność miała
ochotę przyłączyć się do ataku, stopniowo zbliżało się nawet
kilka kobiet z kamieniami. Mimo to, zamieszki bez większych kłopotów
udało się powstrzymać. Straż przyboczna prędko zatrzymała
prowodyrów i aresztowała ich, aby tymczasowo wtrącić do lochów...
Biedaków z pewnością czekać miała śmierć. Dziedziczka tronu
wyraźnie widziała wściekłość i nienawiść na twarzach
napastników. Niegdyś pospólstwo obawiało się władcy, lecz
ostatnimi czasy coraz rzadziej się lękało. W sercach poddanych
pozostał jedynie niepohamowany gniew.
- Precz
z królem! Zabić go! - wołali.
- Cóż
za bezczelność, nielojalność! Muszą zawisnąć! Wszyscy! -
oburzył się narzeczony Kathryn.
- ...
Z innej strony patrząc, czy powinniśmy się temu dziwować? Gdyby
ojciec mój dbał o los ubogich, nie spotkałby nas taki incydent...
Tyle rozpaczy... - odpowiedziała wolno, zamyślona. Zabrzmiało to,
jakby mówiła do samej siebie. Wciąż wpatrując się w tłum
pokręciła głową.
- Zważaj
na swe słowa, moja miła... – przeciągnął powoli po jej ciele
dłońmi i dopiero wtedy w końcu ją puścił. Dziewczyna nie
zareagowała na ten gest. Jedynie spojrzenie, którym obrzucała
rozchodzące się zbiorowisko, stało się bardziej melancholijne.
Gdy młody mężczyzna to dostrzegł, mocno się rozdrażnił. - Ktoś
mógłby dojść do wniosku, iż wątpisz w majestat swego
czcigodnego rodziciela – dorzucił ostrzej.
Brązowowłosa
wreszcie raczyła odrobinę się na nim skupić.
- Skądże.
Ufam, iż ty tak nie uważasz – rzuciła jedynie z minimalnym,
ledwo wyczuwalnym chłodem i wróciła do poprzednich obserwacji.
Zawoalowana groźba przyjaciela nie poruszyła jej zbytnio.
Bardziej
bolała nad sytuacją w swym kraju. Velfaren był jednym z najmocniej
wysuniętych na zachód państw kontynentu. Miał korzystne
położenie, wspaniałą historię i kulturę. W przeszłości zawsze
kojarzono go z dobrobytem, w pełni słusznie. Co więcej, dynastię
Ascentów uznawano za najznamienitszych władców krainy. Jednak w
ciągu ostatnich dwóch stuleci sytuacja diametralnie się zmieniła.
Stało się to nadzwyczaj zauważalne, gdy koronowany został jej
ojciec, Gerald Ascent... Przez swoje zamyślenie młoda kobieta nie
zauważyła, kiedy powóz znów ruszył. Znajdowali się już daleko
za przedmieściami, powoli dojeżdżając do głównego rynku, a w
końcu również do zamku królewskiego, obok którego znajdował się
duży las. Przepiękna, stara stolica... Jak dużo dziś pozostało w
niej dawnej świetności? Królewskiej córce zdawało się, że
niewiele, chociażby porównując ze stanem obecnym lata jej
wczesnego dzieciństwa. Okres czasu nie był duży, lecz różnica
rażąca. Warto również pamiętać, iż Verielda jako najważniejsze
miasto posiadała również status najbogatszego z nich. Czasem
Kathryn zdarzało się podróżować do innych części Królestwa,
mimo nieprzychylnej opinii monarchy na temat tych poczynań. O
niektórych zdobytych tam wspomnieniach wolała sobie nie
przypominać.
W
końcu pojazd wjechał przez masywną bramę obronną z białego
kamienia i oczom przybyłych okazał się wspaniały, śnieżnobiały
budynek z dużą ilością złoceń. Był ogromny, ze smukłymi, lecz
proporcjonalnymi wieżami i wewnętrznym dziedzińcem okolonym
krużgankami. Królewna z niepokojem spojrzała na rodzinną
siedzibę, zatapiając się w myślach... Po chwili nagle uświadomiła
sobie, iż podróż z dzielnic marginesu społecznego do zamku trwała
ogromnie długo, więc znaczyło to, że znów utraciła poczucie
czasu i zupełnie pozbawiła swego towarzysza konwersacji. Nie
potrafiła sobie przypomnieć, czy dążył on do jakiegoś kontaktu
podczas podróży. Jeśli o cokolwiek ją zapytał, owego faktu nie
zauważyła... Książę wysiadł pierwszy z karocy i odprawiwszy
stangreta samodzielnie pomógł wysiąść swojej wybrance. Jego
wyraz twarzy ewidentnie świadczył o urazie, mimo widocznych starań,
by okazywać przyszłej żonie szacunek.
- Wybacz
mi, Archerze, jeżeli cię zaniedbałam... - podjęła, korzystając
z pomocy narzeczonego. Spojrzał na nią odpychająco, prychnąwszy
cicho.
- "Jeżeli"
mnie zaniedbałaś... - powtórzył z niedowierzaniem.
Niespodziewanie zauważył dworzan stojących w ogrodzie w pewnym
oddaleniu od nich i najwyraźniej próbujących pozdrowić parę,
więc uśmiechnął się prędko. Ascentówna również to uczyniła.
Przymknęła uroczo oczy, wdzięcznym gestem machając ludziom.
Archer zaoferował jej ramię, na co z czułym spojrzeniem przystała.
Ruszyli razem w przeciwną stronę od zbiorowiska. - Nie pojmuję, co
dzieje się z tobą. Wciąż jesteś nieobecna i chłodna. Już od
dawna czuję, jakbym cię nie znał! Jedynie jest coraz gorzej... –
syknął jej cicho do ucha, pozorując pieszczotę.
- Owszem,
prawdopodobnie nie można ostatnimi czasy zwać mnie łatwą w
obejściu, lecz nie rzeknie się tego również o tobie – szepnęła
z lekką surowością.
- Cóż
śmiesz mi zarzucać? Wszystko robię dla ciebie i wciąż znoszę
twe niemądre humory! - cała kłótnia odbywała się przyciszonymi
głosami. Oboje potrafili doskonale zmylić innych uśmiechami oraz
udawaniem szczęścia, korzystali więc z tych umiejętności. Jednak
teraz narzeczeństwu sprawiało to trudność. Nawet jeżeli nikt nie
słyszał ich słów, nie mogli pozwolić sobie na publiczne
spory!... Stanęli przed głównymi wrotami pałacu. Pomimo wszelkich
konwenansów żadne z nich nie zdołało powściągnąć swojego
gniewu.
- Miast
się unosić winieneś wejrzeć w swe własne serce! Pierwej
znajdziesz najdrobniejszą skazę moją, aniżeli uchybienie twoje! -
odparła szorstko, patrząc mu prosto w twarz. Przekroczyli próg
gmachu i znaleźli się w pełnym przepychu holu - Racz mi wybaczyć,
mój ukochany, lecz po podróży naszej odpocząć muszę – to
powiedziawszy zdjęła delikatnie rękę z jego ramienia, po czym
dygnęła przed nim z szacunkiem. Ruszyła ku rzeźbionym schodom nie
oglądając się za siebie. Nie chciała widzieć jego wściekłości.
W miarę możliwości nie okazywała emocji, jednak prawdą było, iż
ich utarczki sprawiały jej cierpienie.
Dopóki
dziewczyna nie zniknęła na piętrze, przystojny, szlachetny blondyn
wpatrywał się w nią z furią.
***